czwartek, 24 kwietnia 2014

Makijażowe wpadki cz. 2

Hello :)

Jak obiecałam, tak czynię :) Przychodzę do Was z kolejną porcją makijażowych występków ;)



NUMER 7.
Dziewczęce rumieńce. 
Ostatnio bardzo popularny trend, często obserwowany na czerwonym dywanie. Chodzi o nakładanie różu na tzw. jabłuszka (ang. apples of cheeks), zamiast na kości policzkowe. Jest to zabieg niekorzystny dla większości osób i już mówię dlaczego.
Podczas nakładania różu tą metodą, należy być uśmiechniętym tak, aby poliki powędrowały w górę, ukazując nam dokładne miejsce aplikacji produktu. Wszystko byłoby w porządku, gdybyśmy przez cały dzień chodzili właśnie w takiej "mimicznej pozycji". Gdy jednak przestajemy się uśmiechać, kąciki ust wraz z policzkami wracają na swoje pierwotne miejsce. Okazuje się wtedy, że róż znajduje się zdecydowanie niżej niż powinien, tworząc wrażenie obwiśniętej twarzy. Rezultat- postarzenie, a przecież w makijażu nie chodzi o dodawanie sobie lat. 
Metoda ta sprawdza się jedynie przy osobach młodych, ale i wtedy należy postępować z różem ostrożnie, by nie stworzyć efektu matrioszki :)


NUMER 8.
Apetyczna brewka.
Problem z brwiami i ich stylizacją, to temat na oddzielnego posta i może nawet się o niego pokuszę, gdyż zauważyłam, że wiele osób nie docenia ich roli w naszym wyglądzie.
Dziś jednak skupię się na tym konkretnym przykładzie, czyli na tzw. osadzie :>
Ciężko stwierdzić, która z makijażowych wpadek jest najbardziej odpychająca, ale moim zdaniem ta plasuje się w czołówce. Bardzo niechlujnie wyglądają brwi, które po zrobieniu makijażu nie zostały choćby przeczesane tak, by zebrać to, co do nich przywarło. Często jest to połączone z tekstem "nie, ja wcale się nie maluję, to tylko kremik tonujący", a na brwi skorupa z podkładu i pudrowa zamieć. 
O brwi jak i o resztę włosów dbać należy, czyścić także i w makijażu nie pomijać. Nie mówię żeby od razu lecieć do sklepu po specjalistyczne produkty. Wystarczy szczoteczka po zużytym już tuszu do rzęs (umyta), którą na sam koniec przeczeszemy włoski. Na pewno dzięki temu nie osiągniemy efektu pięknie wystylizowanych brwi, ale przynajmniej będą wyglądać estetycznie.


NUMER 9.
Brew w wersji hard.
Kłamałam, jeszcze jeden przykład dotyczący brwi, czyli tzw. ze skrajności w skrajność ;)
Na ulicach mego miasta, brwi zwykle żyją własnym życiem lub są karykaturą samych siebie. Nie wiem czemu tyle pięknych kobiet nadal stosuje tą "babciną" metodę i jedną posuwistą linią, wyrysowuje brwi, w dodatku przy użyciu czarnej lub (o zgrozo!) granatowej kredki. Ja do celów demonstracyjnych użyłam ciemno-brązowej, a i tak wyglądam dość dziwacznie, żeby nie powiedzieć jak pajac.
Sposób ten nie ma nic wspólnego z naturalnością, efekt jest sztuczny, przerysowany. Na deski teatru jak najbardziej, ale nie na polskie chodniki ;)
.
.
.

Teraz dopiero się zacznie...przechodzimy do ust.
.
.
.

NUMER 10.
Walking dead.
Za jasne usta, czyli źle rozumiane pojęcie "stylu nude".
Wygląda to naprawdę źle i niezbyt zdrowo, gdy wargi są trupio blade. Winą za to zamieszanie obarczam słynne "sex-bomby" jak Pamela czy "nasza" Doda oraz parę innych, które mam wrażenie spopularyzowały ten tandetny trend.
Każdy z nas ma inną pigmentację ust. U niektórych czerwień wargowa jest bardziej intensywna, a u innych mniej i tym się należy kierować przy wyborze cielistej pomadki. 
Dosłowne tłumaczenie "nude" oznacza nagi, goły, a nie blady, dlatego szminka powinna jak najbardziej przypominać nasz naturalny kolor ust i być ewentualnie odrobinę jaśniejsza, a nie "zlewać się" z resztą twarzy.
Mylnie panuje przekonanie, że pomadki nude, to tylko jasne beże. Otóż nie. To także kolory wpadające w róż, brąz, łosoś, brzoskwinię. Oto kilka przykładów na moich ustach:

Rimmel 206 Nude Pink

Rimmel Kate Moss 101

KOBO Colour Trends 302 Natural Beauty


Maybelline Color Sensational 715 Choco Cream


Rimmel 180 Vintage Pink


NUMER 11.
Migracja. Taka sytuacja.
W zasadzie nic dodać, nic ująć. Warto mieć w torebce lusterko i czasem w nie zerknąć, a jeszcze lepiej sięgać po sprawdzone produkty, które wcale nie muszą być drogie.


NUMER 12.
Całuśne usteczka.
To chyba moja ulubiona "usterka" :). Nie ma nic bardziej pociągającego od ociekających ust błyszczykiem. Zwłaszcza gdy podczas mówienia ciągnie się on pomiędzy wargami lub zbiera w zewnętrznych kącikach. Nic tylko całować, całować i całować!

Ja w ogóle nie jestem fanką błyszczyków, gdyż są one mało praktyczne. Z reguły krócej trzymają się na ustach, trzeba kilka razy dziennie robić poprawki, przez co produkt nie jest zbyt wydajny no i wystarczy byle wietrzyk by połowa włosów była w nim utaplana. Trzeba jednak przyznać, że w naszym codziennym, zwariowanym kobiecym życiu są niezbędne. Która z nas ma czas na poranne wyrysowywanie ust kredką i pomadką. Nie raz jeszcze zdarza mi się w windzie kończyć makijaż tuszując rzęsy i błyszczykując usta by wyglądać "jak człowiek" :).


NUMER 13.
Lepszy niedosyt niż przesyt.
Nawet perfekcyjnie wykonany od strony technicznej makijaż nie będzie wyglądał dobrze, jeśli damy się za bardzo ponieść. Bezwzględnie należy pamiętać o zasadzie, że jeśli chcemy wyglądać na babeczki z klasą, to gdy mocniej podkreślamy oczy, usta muszą pozostać delikatne i na odwrót. Zupełnie jak w modzie- jak dekolt, to nie mini.
W przypadku intensywnie zaakcentowanych ust, należy także ostrożnie używać różu.


Póki co, to koniec przykładów wizażowych zbrodni, ale myślę, że wkrótce pojawi się coś więcej. W końcu świat zewnętrzny jest pełen inspiracji :)
Aby nikt nie miał wątpliwości, że nadal potrafię malować, wrzucam na osłodę lekki makijaż w tonacjach miedzi. Najlepiej podkreśli oczy o niebieskiej tęczówce.


Pozdrawiam i do następnego :)


4 komentarze:

  1. Świetny post o tych wpadkach :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję, miło słyszeć, że się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Haha :P Świetny pst :) Mi samej zdarzyło się popełnić kilka podobnych błędów :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A komu się nie zdarzyło :)) Dziękuję za komentarz :)

      Usuń

AddThis

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...