czwartek, 21 sierpnia 2014

Debby 100 % Color Mascara- pierwsze wrażenie

Hej :)

Zastanawiałam się czy robić już recenzję tytułowych tuszy do rzęs czy tylko "pierwsze wrażenie" i zdecydowałam się na to drugie. Jeśli jesteście ciekawi dlaczego oraz jaka jest moja opinia na temat produktów, to zapraszam do lektury :)



O samej marce wiem niewiele. Jest włoska, na pewno z rodziny kosmetyków Deborah, ale adresowana do młodszej rzeszy konsumentów. Coś jak L'Oreal i Maybelline, gdzie target tej pierwszej to kobiety dojrzałe, a drugiej- nastolatki, osoby młode i energiczne.

Jeszcze przed wakacjami zauważyłam, że w Super Pharm pojawiły się lakiery do paznokci Debby, więc jest zapewne kwestią czasu, kiedy zostaną do Polski wprowadzone kolejne produkty, dlatego uznałam, że warto  zrobić w nich rozeznanie wcześniej ;)
Zdecydowałam się na trzy kolorowe tusze do rzęs, gdyż takich nie posiadam jeszcze w swoim kuferku. 
Odpuściłam cienie czy bronzery, bo tych mam pod dostatkiem i to sprawdzonych ;).

Dostępnych kolorów było więcej i kusiły bardzo. Jednak zakupy robiłam ostatniego dnia swojego pobytu we Włoszech i nie chciałam ryzykować wyrzuconych w błoto pieniędzy, w przypadku gdyby okazały się bublami.
Koszt jednej maskary to 6 €, ale ja skorzystałam z promocji 3 za 2, więc wyszło, że cena za sztukę nie przekroczyła 17 zł.
Opakowanie mieści 12 ml produktu, czyli całkiem sporo. Po jego wykonaniu, widać do kogo adresowany jest tusz- ot zwykły kolorowy plastik, który ma przykuwać wzrok kolorem (co w moim przypadku zadziałało), ale nawet nie przyłożono się do tego, żeby bez skazy nadrukować na nim logo firmy. We wszystkich trzech tuszach ostatnia literka jest rozmazana. Jest to sprawa oczywiście drugorzędna, ale która kobieta nie lubi gdy oprócz zawartości także i opakowanie dopieszczone jest na 100 %? :) Nie ma co się jednak czepiać biorąc pod uwagę niską cenę.


Przechodząc do konkretów.. zacznę może od szczotki, która jest kompletnym nieporozumieniem. Niby zwyczajna, nie za duża, nie za mała, ale zupełnie niedobrana do tego tuszu. Nabiera stanowczo za dużą ilość produktu, trzeba przed użyciem kilkukrotnie "ocierać" ją o brzeg opakowania, w przeciwnym razie rzęsy będą strasznie posklejane, co wygląda niezbyt estetycznie. Dużo lepiej sprawdza się tu sylikonowa szczoteczka (ja używam szczotki po tuszu Max Factor Masterpiece). 




Jeśli chodzi o samą konsystencję tuszu, to jest ona dziwnie mokra. Uczucie to utrzymuje się przez dłuższy czas, co do przyjemnych doznań nie należy. Tusz niby nie jest za rzadki, a jednak graniczy praktycznie z cudem nie ubrudzenie górnej powieki przy linii rzęs w czasie aplikacji. 
Gdy maskara w końcu wyschnie na dobre, trzyma się bez większych zastrzeżeń (testowana w warunkach nie extremalnych). Nie zauważyłam by się kruszyła. Rozmazuje się za to, jeśli nałożymy ją na dolne rzęsy, ale u mnie prawie każda maskara z dolnych rzęs wędruje na dolną powiekę, więc nie mogę jednoznacznie stwierdzić czy to wina produktów czy moich oczu ;). Do minusów należy też fakt, że z czasem kolor blaknie i robi się mniej intensywny niż był na początku.

To teraz po kolei każdy kolor..

Zacznę od tego jak wyglądają moje rzęsy bez niczego.


06 Orange

Mój ulubiony jeśli chodzi o intensywność koloru i krycie, a jeśli chodzi o resztę..


Widać jak szczoteczka posklejała rzęsy i jakie porobiły się grudki. 
Próba pomalowania dolnych rzęs zakończyła się tak jak widać.. Szczotka jest za mało precyzyjna, by to zadanie można było wykonać z powodzeniem.


Po zamknięciu oczu, rzęsy wyglądają jeszcze gorzej i widać też wspomnianą wcześniej pobrudzoną linię rzęs.


 Taki natomiast efekt osiągniemy przy użyciu sylikonowej szczoteczki- o niebo lepiej!


05 Fuchsia

Kolor mniej wyrazisty, ale widoczny i z tymi samymi wadami. Rzęsy posklejane i z grudkami..




02 Violet

Poprzednie kolory może do ideałów nie należą, ale ich zakupu nie żałuję, natomiast 02 pozostawia wiele do życzenia.. Jest najbardziej "mokry" ze wszystkich, okrutnie skleja rzęsy, najciężej się go nakłada. 
Odcień niezbyt intensywnego fioletu mogłabym akurat wybaczyć, ponieważ tusze, które dają jedynie delikatny kolor "pod światło" są świetną alternatywą dla maskar czarnych, gdyż w subtelny sposób podbijają optycznie kolor tęczówki. Nie mam jednak zamiaru "katować się" codzienną aplikacją tego produktu.




Jeśli chodzi o zmywanie tuszu, to również mam mieszane uczucia. Niby nie jest to produkt wodoodporny i niby ładnie schodzi pod wpływem wody micelarnej, a jednak tak "wżera" się w miejsca pomiędzy rzęsami, że zawsze gdy budziłam się rano po uprzednim (jak się wydawało) dokładnym oczyszczaniu wieczornym, to za każdym razem miałam resztki pod oczami :/

Podsumowując..jak już wcześniej wspomniałam zakupu tuszu różowego i pomarańczowego nie żałuję, ale głównie z powodów takich, że nie są to łatwo dostępne kolory w tak przystępnej cenie. Jednak po zużyciu będę szukać czegoś lepszego.
Póki co staram się je wykorzystywać przy kolorowych makijażach, gdzie całkiem fajnie się sprawdzają w podbijaniu koloru cieni, które są "pod" rzęsami.
Przykład:



Post nazwałam pierwszym wrażaniem, choć nie raz maskary były w użyciu, gdyż nie używałam ich na co dzień, więc nie wiem jak sprawdziłyby się np. w deszczu czy w upale. 
Może też po jakimś czasie zaczną sprawować się lepiej, gdy ich konsystencja lekko zgęstnieje (tak było w przypadku np. tuszu Revitalash).



To chyba tyle. Jeśli coś mi się przypomni lub coś się zmieni, to na pewno napiszę.
Do następnego.
Papa :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

AddThis

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...